Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/73

Ta strona została uwierzytelniona.

...Owo tedy takim dziwnym sposobem, jak to już słyszeliście, dostałem się po ośmiu latach ciężkiej żołnierskiej tułaczki na ziemię ojczystą, pod rodzinną strzechę. Że mi tu dobrze było i słodko, że zaznałem wytchnienia i miłego wczasu, o tem już chyba mówić nie potrzebuję; choć sercu przyjemnie to bardzo, przypominać sobie te chwile, najszczęśliwsze pono, jakich zażyłem czasu żywota mego całego.
Musiałem ja się wyspowiadać do słówka z wszystkich przygód moich przed rodziną, która łakomą była opowieści z ust swego opłakanego już dawno członka. «Gadajże Wituś, a gadaj, jak to było, a kędyś się obracał, a jako ci się tam wiodło, a czegoś tam zaznał?» — tak nawoływano ciągle, a Wituś też bajał i bajał, bo miło jest duszy zwierzać się z przebytych przygód i frasunków przed osobami, co każdego słowa nie jeno uchem, ale jakby sercem chwytają.
Więc tedy na całą długą zimę starczyło tej mojej naracji. Toż jakby dziś jeszcze widzę, jak bywało zasiędziem szerokiem kołem przy kominie, rodzina i mili sąsiedzi — a ja im prawię o mojej aplikacji wojskowej, o regulamentach i artykułach, o kampa-