Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/93

Ta strona została uwierzytelniona.

mi to wiadomo było. Tego Trencka sam raz w Poczdamie widziałem, śliczny to był młodziutki oficer. Padło nań podejrzenie, że się znosi z owym drugim Trenckiem, swym stryjaszkiem, co to nam tak srodze podczas ostatniej wojny dokuczał cesarskiemi pandurami. Zamknięto go do twierdzy Glatz, a on umknąwszy stąd, długi czas w Polsce i w Rosji przebywał, aż go Prusacy, gwałt popełniając na polskiem terytorjum, w Gdańsku porwali.
Rychło wszakże złą myśl wybiłem sobie z głowy, bom już tego ani chciał przypuszczać, aby na mojej skórze tyle zależało Prusakom, iżby mnie aż tu w dalekiej Polsce łowić mieli. Zaśmiałem się tedy i ścisnąwszy dłoń Deibla, rzekłem:
— Owa! Niestraszny mi tu już ani mój oberster Koggeritz, ani nawet sam król Fryc, a tych wysłanników pruskich, coby mnie aż tu szukać mieli, roznieślibyśmy tu w Radomiu na szablach. Król Fryc ma długie ręce, to prawda, ale mu aż tu do mnie palców nie starczy!
Odwróciłem się teraz do owego rotmajstra Borawki i chciałem zacząć o interesie — aż tu nagle z okrutnym krzykiem, z junackim śmiechem i marsowym brzękiem wpadło do izby trzech towarzyszy chorągwi pancernej, przy szablach i srebrnych sajdakach, które na on czas jeszcze jako symbol starożytny rycerski noszono. Wszyscy trzej byli to ludzie niemłodzi, ale wpadli z junacka i z rwetesem, bo już snać dobrze czupryny podegrzali węgrzynem. Mój Borawka ledwie ich ujrzał, nuż do nich zaraz w ukłony i zalecanki, na nikogo już więcej nie pa-