Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/94

Ta strona została uwierzytelniona.

72

trząc — tak, że volens nolens musiałem zaczekać i usiadłem sobie w kącie, dopóki ten najazd pancerny nie wyleci jako przyleciał.
W winiarni nie było już nikogo, prócz towarzyszy, Borawki, i dwóch jeszcze osób. Z tych dwóch osób jeden był jakiś młody oficer w mundurze regimentu dragońskiego pod komendą JMP. generała Wielopolskiego, młodzieniec dziwnej urody, blady, czarnowłosy, chłopię, za oczy pociągający. Siedział zasępiony czegoś bardzo, głowę na ręku oparł i tak w ciężkim frasunku zdawał się być zatopionym. Drugi, co siedział w przeciwnym odemnie kącie, był to staruszek już bardzo zgrzybiały, w peruce dużej, zaschły, zawiędły, i bardzo niepokaźnie, a po niemiecku ubrany.
Kiedy ci trzej towarzysze tak wpadli do winiarni, poczęli zaraz krzyczeć, aż szyby brzęczały:
— Mursz, hej! sam tu Mursz! Dawaj wina szczecińskiego, a jak nie masz, to muszkatela, ale żwawo, bo cię przepędzę!
Mursz się zwinął na piętach, a za chwilę stanął na stole cały szereg butelek. Jeden z towarzyszy, chłop sążnisty, łysy, z karmazynowym nosem i wąsem, gdyby wiecha, ze szramą na łbie, jakby go pługiem przeorano, rozglądnął się po izbie, a ujrzawszy tego staruszka, stuknął butelką i zawołał:
— Sam tu, Niemcze! Na masz, wypij, gębę otrzyj, podziękuj i ruszaj sobie, bo tu panowie piją!...
Staruszek, który sobie siedział spokojnie, Bogu duszę winien, wstrząsł się cały, poczerwieniał, i gniewnie na pijanego spojrzał; potem zaś, jakby się