Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/96

Ta strona została uwierzytelniona.

74

dzili, pod nos mu pełną szklanicę pchając, a «Wiwat, twoje zdrowie Jacku!» ustawnie wołając. On, poczuwszy zapach wina, szklanicę podaną jednym haustem wypróżnił, i jakby o starym zapomniał, ku mnie się groźnym wzrokiem zmierzył. Nie byłem ja nigdy zawadjaką i burd pod wiechą robić nie moim było zwyczajem, alem też nie był tchórzliwego serca i lada jakiej przegróżki junackiej nigdym się nie uląkł — to też wytrzymałem wzrok okrutny pana Towarzysza, i tak ostro patrzymy dobrą chwilę oko w oko, on na mnie, ja na niego, ani słówka przytem nie mówiąc. Sprzykrzyło się to panu Towarzyszowi, bo naraz butnym głosem tak mówi:
— Słuchajno Wasze, a z jakiego to Wasze regimentu? Czy nie od dragonów?
— Zgadłeś Wasze — odparłem — jestem od dragonów...
— Tedy od lekkiej kawalerji! — zawołał ze śmiechem p. Towarzysz — cha! cha! od lekkiej, od lekkiej, Mospanie! cha! cha!
— Od lekkiej, od lekkiej — powtórzyłem spokojnie — ale czemu to Waszmości tak śmieszno?
— A to chyba Wasze nie wiesz, — mówi on z ciągłym śmiechem — czemu to dragonów lekką kawalerją zowią? Hę? nieprawdaż, że Wasze nie wiesz, ale ja mu to krótko wyjaśnię.
I oglądając się po obecnych tak się ozwał do mnie:
— Owoż masz Wasze wiedzieć, że tak o tem jest napisano: