Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/99

Ta strona została uwierzytelniona.
77

skiem cięciem onego pijanego Goljata, który, nim ja szpady dobyłem, już mi szablą gwizdnął ponad głową. Gdyby nie szybki skok na bok, byłby mi niecnota łeb rozpłatał z kretesem, tak że już i felczer nie byłby nic na mnie zarobił. A tak szabla uderzyła z straszliwym impetem w stół dębowy, aż trzaski poleciały — a ja tymczasem, dobywszy mojej szpady, byłem już w pogotowiu.
W tejże chwili ów młody oficer, o którym wspominałem, przyskoczył do mnie, a dobywając szabli, zawołał:
— Ja z tobą, panie oficerze! Tylko ostro, a nie damy się tym pancernym panom!
Tymczasem ja odbiłem drugie cięcie Szturrawskiego, a odskakując wtył i stawając w pozyturze, tak się do moich napastników odzywam:
— Hola! Mościpanowie! hola! Nie po rycersku to i nie po szlachecku w trzech nastawać na jednego! Ja zwad i awantur pod wiechą niezwykły, alem do rozprawy honorowej gotów zawsze, jak przystoi szlachcicowi i oficerowi! Alboż nie wiecie Mościpanowie, że to gardłowa sprawa, dobywać pałaszy tu w obliczu komisji wojskowej! Jam nie ekscesant, i kryminału popełniać nie chcę, ale bronić się będę, a jak do czego przyjdzie, to nie ja dam gardło lub modo canino deprekować będę, ale ten, co kość rzucił pierwszy!
Poparł mnie w tej perswazji mojej ów nieznajomy młody oficer, wołając:
— Zawadza wam głowa na karku, Mościpanowie! Owo pilnujcież, abyście się nie otrzeźwili in