Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

Oparła głowę na chudych, czarnych dłoniach i tak siedziała. Widziała, jak lekarz wyszedł i z niedobrą miną mówił coś hrabinie, a hrabina ciągle płakała; słyszała potem turkot bryczki i jęczenie dzwonka, i widziała ks. Dzikowskiego ze Staregomiasta w białej komży i z organistą Wiśniowskim; uważała kilka razy szmer sukni pani hrabiny i popielatej panny, wchodzących i wychodzących z domu — aż wreszcie wszyscy zaczęli wychodzić powoli i smutno z pokoju chorego i zrobiło się cicho, bardzo cicho.
Nasta odgadła, że to śmierć. Wstała teraz i udała się do środka. Pan Zygmunt już nie patrzał błyszczącemi oczyma...
Ktoś potrącił Nastę i obudził ją z odrętwienia, z jakiem patrzała na umarłego, właściwie nic nie czując i nic nie myśląc. Byłato stara Kinaszowa z Busowisk, taka biedna jak ona, i taka samotna, jak ona.
— Dobrze że jesteście, Nasto; nie będę już wołała innej — rzekła Kinaszowa — będziemy czuwały i modliły się w nocy przy umarłym. Pani hrabina wam zapłaci.
Organista Wiśniowski zapalił dwie świece u głowy zmarłego i postawił krucyfiks między niemi; popielata panna przyniosła kosz kwiatów i obrzu-