wzięła ją za ramię i cicho szeptać jej poczęła: Pani Walentyna przyjechała wczoraj w nocy już po katastrofie i nie chciała budzić pani hrabiny. Nie była uprzedzona; wiadomość o zgonie p. Zygmunta wstrząsnęła nią strasznie. Nie kładła się nawet do snu, całą noc spędziła ubrana. Rano o samym świcie poszła odwiedzić zwłoki, i nie chciała, aby jej panna Pichot towarzyszyła. Wróciwszy, mówiła, że musi zaraz jechać, że nie wytrzyma ani na chwilę w tem miejscu. Była bardzo wzruszona i blada — cette pauvre Madame Valentine! Pojechała do państwa Łanowskich do Maniowiec. To niedaleko; na pogrzeb może przyjedzie.
Hrabina wysłuchała niecierpliwie szeptu panny Pichot.
— Ah, oui, je comprends! C’est la fète de Madame Łanowska, on dansera aujourdhui a Maniowice! — zawołała z gorzkim uśmiechem.
Kiedy Nasta wróciła do Busowisk, cała wieś już wrzała. Kinaszowa ogłosiła wieść o cudownem objawieniu się matki Boskiej przy zwłokach malarza ze Lwowa, co ją tak pięknie wymalował na obrazie. Kinaszową znano dobrze; była bardzo pobożna, uczciwa i nie kłamała nigdy; opowiadanie jej znalazło zupełną wiarę, a obok zdumienia wywołało niesłychaną konsternacyę.
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.