Stał się cud, a oni już nie mają cudownego obrazu, a oni wypędzili Matkę Boską! Słowa Tekli zawisły teraz nad Busowiskami jak czarna chmura, ciężarna siarką i ogniem, nad Sodomą i Gomorą. Członkowie komitetu cerkiewnego potruchleli, ikonochlaści bali się pokazać we wsi.
Wśród tego odezwał się naraz koło cerkiewki krzyk okropny, jak gdyby kto wołał o ratunek. Wszystko, co miało nogi, pobiegło ku cerkwi — i ujrzano Nastę, która nie znalazłszy już obrazu, wybiegła przed cerkiew, podniosła ramiona w górę i z wyrazem obłąkania w oczach wołała z całej siły i bezustannie:
— Ratujcie! Ratujcie!
Zgromadzeni przed cerkwią poczęli rozprawiać żywo o cudownem objawieniu się Matki Boskiej, podczas gdy Tekla starała się uspokoić Nastę, głaszcząc ją ciągle dłonią po twarzy, jak dziecko. Komentowano rozmaicie wypadek, który nadawał tak nadzwyczajne znaczenie całej sprawie obrazu. Pokazało się, że każdy coś przeczuwał, coś wiedział, coś sobie myślał, tylko, że nie mówił nikomu. Kto miał oczy, ten zaraz widział. Albo to bez przyczyny było, że do obrazu zaczęli zaraz tak przychodzić panowie i panie ze Spasa? albo to ludzkim trybem przyszło, że ołtarz Nasty tak się w jednej chwili
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.