Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dać łatwo, odebrać trudno! Terszowiacy nie tacy głupi jak wy; nie oddadzą!
— Odebrać, odebrać! — zawołał zgromadzony tłum jednym chórem.
— Dalej chłopcy! Na Terszów! Kto za siekierę, kto za kół, i dalej na Terszów! — krzyknął pałamarz.
— Na Terszów! Na Terszów! — poczęli wołać wszyscy, gospodarze, baby i dzieci.
— Ratujcie! Ratujcie! — zawtórzyła ochrypłym głosem Nasta, wyrywając się z rąk Tekli.
— Na Terszów! Na Terszów!
Nasta rzuciła się sama naprzód jak furya, a za nią ruszył cały tłum, uzbrajając się po drodze w drągi, cepy, siekiery. Pyłypko jeden został; jego militarny charakter nakazywał mu neutralność, ale jako wierny syn Busowisk czuł się obowiązany dać wyruszającym strategiczną radę, aby uderzyli na parafię terszowską, która była na końcu wsi, od pól staromiejskich, bo wtedy Terszowiacy nie będą ich widzieli, a nim się gwałt zrobi we wsi, już będzie po wszystkiem.
Do Terszowa niedaleko, banda busowiska znalazła się niebawem pod plebanią. Księdza Tarczanina nie było w domu; wyjechał był do księdza dziekana do Strzelbie, właśnie w tym celu, aby się