z nim naradzić w drażliwej kwestyi Madonny. Tylko djak Soroka wychylił się z po za budynków, i w jednej chwili znalazł się w niewoli.
— Gdzie nasza Matka Boska? Gadaj zaraz psi synu! — wołali chłopi, potrząsając Soroką, który drżąc ze strachu jak liść, wskazał na drzwi zakrystyi cerkiewnej, gdzie paroch umieścił obraz, chroniąc go przed wandalizmem tychsamych ludzi, co teraz gotowi byli przelać o niego krew swoją i cudzą, jakby o najdroższą zdobycz.
— Dawaj klucze! — zawołano.
— To mnie puśćcie, a dam — odpowiedział Soroka, odzyskując przytomność.
Chłopi wypuścili Sorokę z swoich żelaznych dłoni, a zdradziecki djak jak jeleń skoczył i zniknął za sadem plebanii. Rzucono się za nim, ale Soroka umykał jak strzała i już dobiegał do gościńca, wołając o pomoc. Nastąpiła chwila bezradności, ale przerwała ją Nasta. Cała w strasznem uniesieniu, z pijanemi oczyma, z twarzą jakby obłąkaną, na którą spadały bezładnie kosmyki siwych włosów z pod zsuniętego czepca, wyrwała jednemu z chłopów siekierę i poczęła rąbać drzwi od zakrystyi. Przykład energiczny pociągnął innych, i w jednej chwili drzwi były wyłamane. Obraz Matki Boskiej
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.