Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

cyę. Kilku tygodni potrzeba na to było, a przez ten cały czas Nasta chodziła jak „durna“, z zaciśniętemi ustami, z oczami nieruchomo wpatrzonemi w szczere powietrze, a muszkuły jej twarzy pomarszczonej w takiej były kontrakcyi, jakgdyby się znajdowała ustawicznie w stanie wielkiego fizycznego natężenia. Cherubiny w kazaniu księdza Dzikowskiego, organista Wiśniowski w błyszczących cholewach, bazyliański furman Onufryj, ksiądz terszowski, poczta smolnicka, pisarz Motylewicz, jałówka Dmytryszyna i korale Jawdochy — to były ogniwa syllogizmu, i przez to wszystko ciemny, na pół pogański umysł Nasty przebił się mozolnie i nareszcie doszedł do chrześcijańskiego pojęcia ofiary.
Trzeba, aby dla Wasylka poniosła ofiarę, ofiarę z tego, co jej udziałem było na tej ziemi, a więc z trudu, z głodu, z bezsenności nocnej, z ciężkich znojów letniego skwaru i z okrutnego biczowania zimowych wichrów, byle ten znój i głód i chłód zamienić na to, o co, jak się przekonała, najtrudniej było zawsze dla niej i jej podobnych: na pieniądz, na tę najcięższą daninę ubogiego, na krystalizacyę jego krwi i potu. Kiedy Nasta widziała ludzi busowiskich płaczących najdłużej i najrzęsistszemi łzami, to zawsze o pieniądze. Seneta z Popow-