było dla niej zbytkiem. Przepadała za zarobkiem, pracowała jak bydlę robocze na polu, choćby najtaniej, byle ciągle, przędła dla sąsiadek całemi nocami, a stara żebraczka Nakoneczna podpatrzyła ją nawet, jak wracając z pocztą wyciągała rękę do przejezdnych, i zagroziła zawstydzonej, że jej kamieniem głowę rozwali jak sobace, bo ma pensyę, a rzetelnej żebraczce chleb odbiera!
Po dłuższym czasie takiego wysilenia, zdawało się Naście, że już zacząć może myśleć o tem, coby zrobić. I tu znalazła się wobec trudności wyboru. Była już teraz nieco poinformowana, jak się wyraża pamięć o duszach zmarłych. Powiadano jej, że trzeba na to modlitwy, mszy, dobrych uczynków. Modlitwa dobra, msza także byłaby dobra, choć nie odpowiadała całkowicie jej wymaganiom — ale co do „dobrych uczynków“, to już w żaden sposób znaczenia ich pojąć nie mogła. Wesprzeć biednego, dobry uczynek — mówił ksiądz Tarczanin z Terszowa. Ale kto w Busowiskach biedniejszy od Nasty? Chyba nikt, bo nawet Nakonecznę, tę samę co jej kamieniem rozwalić chciała głowę, widziała pijącą mleko i gotującą sobie w niedzielę jaja u Czereszynej — a ona, Nasta, żyje tylko owsianym chlebem i lebiodą, a jeśli się uda, naczerpie gdzie pod Starąsolą ropy,
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.