las, szumi, jakby do Boga gadał i do człowieka, i zielenieje i pachnie, i ptaszki w jego liściach śpiewają; to jest materyał na święty chram, ale cegła, to pieczone błoto i koniec; murujcie sobie, murujcie zdrowi!
Takie i tym podobne historye opowiadał Zubek, a komitet cerkiewny uchwalił jednogłośnie wysłać deputacyę do Kłymaszki. Siedli na wózki i pojechali do Spryni, a jeszcze jak ruszali, nakazywano im, aby uprosili Kłymaszkę, żeby nowa cerkiew busowiska była koniecznie taka, jak ta „drukowana“. Nazajutrz Kłymaszko przyjechał, choć z góry zapowiedział, że sam budować nie będzie, bo już stary i bardzo nie domaga, ale zięć jego u niego się uczył; Kłymaszko mu powie, jak ma robić, a będzie dobrze. Sam przyjechał tylko po to, aby grunt opatrzyć i miarę dobrze wziąć, bo na mierze wszystko stoi; bez dobrej miary nic dobrego na świecie.
Przyjazd Kłymaszki poruszył wieś całą. Pewnie lud florencki nie patrzył z większem zajęciem na Giotta, który piętrzył ku niebu kampanillę, ani na Brunelleschiego, kiedy rozpinał gigantyczną kopułę nad kościołem Madonny del Fior. Kłymaszko już był staruszek; nosił się trochę z waszecia, miał sierakową kapotę z potrzebami i buty
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.