— Jaki Michał Sygierycz? on tu nic nie zamówił — pomyślał kamieniarz, ale przecież zoryentował się w tem bałamuctwie. — To ma być figura Michała archanioła? Taka, jak pod Starąsolą? Znam, znam; a dla kogo?
— Dla mnie — odpowiedziała nieśmiało Nasta.
— Dla was? To wy sama jesteście fundatorka?
Naście wytrysnął ciemny rumieniec na twarz wybiedzoną, a serce zadrżało od wzruszenia i szczęścia.
— A macie na to pieniądze?
Nasta skinęła głową.
— A wiecie, jak się płaci taki św. Michał?
— Nie wiem.
— A ma to być z fundamentem?
Nasta nie wiedziała, co to jest fundament, ale niech będzie z fundamentem.
— To będzie akurat sto reńskich — zakonkludował majster.
Sto reńskich!!
Naście zaczęło okrutnie szumieć w uszach i głowa jej się zakręciła. Miała uczucie człowieka, co wydrapawszy się nadludzkiem wysileniem na szczyt wysoki, ledwie na nim postawił stopę, a już zleciał w przepaść bezdenną. Tak leciała z tej idealnej wysokości, na której widziała się
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.