jakby dobrze nie rozumiał i czekał wyjaśnienia, ale Nasta milczała.
— Chcecie powiedzieć pewno, że coś dacie na ołtarz, bo o cały ołtarz ciężko, bardzo ciężko. Mówcie śmiało, Nasto, ofiara biednego najmilsza jest Bogu.
— Dam cały ołtarz.
— Do ołtarza trzeba wiele, więcej, niż wy może rozumiecie, Nasto: trzeba świętego obrazu, złocenia, światła. Czy wy o tem wiecie?
— Obraz święty już jest — odpowiedziała Nasta — Matka Boska, duża, cała malowana. A na złoto i światło „podpisuję“, co tu jest.
I rzekłszy to, Nasta położyła przed księdzem jakiś zwitek, obróciła się szybko, już bez pokłonu, i przebrawszy się przez tłum, ślepa i głucha na spojrzenia, szepty i zatrzymywania, biegła z cerkwi na koniec wsi, do czarnej, rozwalonej chaty nad potokiem, jakby czuła pogoń za sobą.
Paroch rozwinął skręcone papierki i począł je prostować i liczyć, a były to same papierki reńskowe, bardzo brudne i pogniecione. Liczył, a im dłużej liczył, tem bardziej rosło zdumienie zgromadzonych. Pięć, dziesięć, piętnaście... i jeszcze nie wszystko; dwadzieścia, dwadzieścia pięć, trzy-
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.