Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

rej szeroko rozwartych drzwi czekał go pałamarz Makohon. Wszedłszy do środka, Kurzański z Soroką zatrzymali się zaraz przed ołtarzem Nasty. Malarz patrzył chwilę i zawołał nagle, jakby mocno oburzony:
— A to co ma być? Co to jest za zgorszenie? i nie zważając na powagę miejsca i obecność komitetu cerkiewnego, splunął z indygnacyą.
Za jego przykładem uczynił to samo djak, tylko z większym jeszcze gniewem i z większą indygnacyą.
— To jest paskudztwo, uważacie ludzie, wielkie paskudztwo; Kurzański wam to mówi! To nie jest żadne święte malowanie; Kurzański każe to wyrzucić z cerkwi!
— To jest herezya! — zawołał djak Soroka.
Gromada stała w osłupieniu.
Ot, co jest; zaraz mówili, że coś jest; i pokazało się teraz, co jest: herezya jest; ten lwowski malarz nie wymalował Matki Boskiej tylko herezyę, a licho ją zna, co to za jedna. Masz tobie Nasto ołtarz! Wszyscy tak myśleli, ale nikt nie zabrał głosu. Kurzański patrzał ciągle na obraz, potrząsając głową i czyniąc giesta szyderstwa i lekceważenia.
Nagle wysunął się ktoś z gromady naprzód.