— A co, Kłymaszko, czy widzieli wy taką Matkę Boską?
— Nie, takiej to ja nie widział jeszcze! — odpowiedział Kłymaszko, ale oczu nie spuszczał z obrazu, tylko coraz bardziej mrugał, a twarz uśmiechała mu się jeszcze dziwniej.
Gdyby twórca „Gorczycznego Ziarnka“ miał więcej wprawy fizyognomicznej, byłby odgadł, że ten uśmiech na twarzy Kłymaszki nie oznacza szyderstwa ale rozrzewnienie. Kłymaszko jakby walczył ze wzruszeniem; skoncentrował raz jeszcze całą uwagę, potem objął całość obrazu wraz z dalekiem tłem górskiego widoku i z tą cerkiewką widniejącą na wzgórzu, która była jego cerkiewką, najwyraźniej, najniewątpliwiej jego cerkiewką, tą samą, która była „drukowana“ — i nagle puściły się starowinie łzy z pod mrugających powiek, i jak stał, tak padł na kolana przed obrazem i począł bić czołem pokłony, jak przed Płaszczennicą w Wielki Piątek.
Teraz tryumf Madonny zdawał się być stanowczy.
Kobiety wszystkie poszły za przykładem Kłymaszki i poklękały, a Kurzański wraz z Soroką ulotnił się niespostrzeżenie. Śmiałe wystąpienie Tekli i hołd Kłymaszki odwróciły wielkie niebez-
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.