Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

En effet, ce n’est pas elle, Madame la comtesse!
Ale bądź cobądź, przecież to źle jest, że p. Zygmunt myślał o niej, malując oblicze Tej, która jest boskim ideałem czystości i macierzyństwa! Może nie myślał o niej, malując; może tylko pamiętał, może nawet nie pamiętał, może tylko nie mógł zapomnieć. Ale to zawsze było niepoczciwie... nie, to za ostre słowo... to było nierozważnie. Ta Madonna jest przecież Walentyną w ideale; Zygmunt tchnął w obraz to, czego tchnąć nie zdołał w model: natchnienie artysty pracowało w służbie nieszczęśliwego człowieka, który może nareszcie zrozumiał, że łatwo wymarzyć sobie doskonale idealną kobietę, ale nieskończenie trudno poprawić rzeczywistą. Nie powinien był tego robić; to obraża serce i narusza religijne uczucia. Z pod tej boskiej dostojności widać przecież tę kobietę; pod tym purpurowym płaszczem królowej anielskiej rysują się plastycznie jej piękne ramiona...
Mademoiselle Pichot!
Madame?
Jamais de ma vie je ne pourrais prier dovant cette Vierge!
Moi non plus, madame la comtesse!
Ależ znowu... czy podziwiając piękny kwiat,