Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

obcej i „niesamowitej“, że była taka swojska i przystępna. Soroka prawił im ciągle, że to grzech, zgorszenie i zabicie duszy. Kurzański tłómaczył, że to wstyd, hańba, i „wielka publika“ — tak, że biedny komitet cerkiewny ujrzał się na wąziutkiej linii między grozą a śmiesznością, jakby między dwiema przepaściami. Nie ma innej rady tylko obraz wyrzucić.
Z komitetu cerkiewnego przeniosła się agitacya do wsi i znalazła szybko posłuch. Nawet między kobietami, które od owego zajścia między Kurzańskim a Teklą uważały się za gwardyę Matki Boskiej „najmitki“, pewna część nie mogła się oprzeć przekonaniu, że możeby to nieźle było, gdyby wyrzucono obraz fundowany przez Nastę i upokorzono „pychę“ tej żebraczki. Ale wszystko obracało się jeszcze w granicach dysputy — do wyrzucenia obrazu nikt nie zabierał się na seryo. Wójt Senyszyn przedkładał, że tak nie uchodzi, że obraz Nasty został „podpisany“ i przyjęty, i że on nie pozwoli nigdy na wyrzucenie; że trzeba przedtem zasięgnąć zdania osób duchownych, niech one sądzą, czy obraz może zostać w cerkwi czy nie.
Chwycił się oburącz djak Soroka tej myśli, i poparty gorąco przez Kurzańskiego, zapropono-