ustami, a szeroko rozwarte jej oczy połyskiwały złowrogo, pełne wielkiego gniewu, wielkiej rozpaczy i jakiegoś strasznego oczekiwania. Odkryto, że Nasta chodziła tego dnia z siekierą schowaną pod płachtą, którą przerzuciła na ramiona, i że noc spędziła u drzwi cerkwi, leżąc skręcona pod dębowym węgłem, jak pies czujny na straży.
Głowa rządów lokalnych, wójt Senyszyn, nastraszył się teraz własnej odpowiedzialności, i jakkolwiek sam należał do umiarkowanych ikonochlastów, zaczął hamować rosnące roznamiętnienie. Odebrał Makohonowi klucze od cerkwi i wziął je sam w przechowanie, a Naście wyperswadował, że może być spokojna, bo nikt nie poważy się targnąć na jej obraz, i dopiero „komissya“ postanowi, co ma być, i że czy tak czy inaczej wypadnie, to obraz pozostanie jej własnością, a pieniądze gromada jej wróci. Nastę uspokoiło to znacznie, ale nazajutrz wybierając się w zwykłą drogę na pocztę, postanowiła uwiadomić w Spasie o wszystkiem pana Zygmunta i prosić także hrabinę o opiekę nad zagrożonym obrazem. Hrabina tylko jedno słówko szepnie p. Krzepeli, a p. Krzepela zawoła zaraz wójta i przysiężnych, albo sam nawet przyjedzie do Busowisk w cesarskiej czapeczce i wszystko będzie dobrze.
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.