— Dostanę Trokima! — zawołał Szachin zdradzając ruchem zadowolenie.
— O pół nocy za wałem Bernardyńskim przystawimy go związanego i z zawiązanemi ustami, bo to gwałtownik, a hałasem wszystko gotów zdradzić. Byłaby sroga bieda dla nas i was.
— Bardzo rozumnie, — pochwycił Szachin — ja sam właśnie o to chciałem prosić.
— Jak go będziecie mieli w rękach, dukaty mają być zaraz wypłacone...
— Najuczciwiej w świecie!
— A jak będzie ze strażą koło drogi? — zapytał Porwisz.
— Już ja mam na to sposób — odparł z uśmiechem Szachin — takiemi kołami — dodał wskazując dukaty — każdą drogą wolno jechać... Będę czekał z furą o północy około wałów, aby tylko nie nadaremnie.
— Macie parol na to! — zapewnił wachmistrz i uderzył w nastawioną sobie dłoń Szachina.
Szachin zabrał trzos, skłonił się z zadowoloną miną wachmistrzowi i wybiegł tylnemi drzwiami. Wachmistrz po-
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/100
Ta strona została przepisana.
— 96 —