trzech mężczyzn; między nimi był i Szachin. Żołnierz stojący nieopodal na warcie, przypatrywał się ludziom tym spokojnie, jakby był wtajemniczony w cały układ, zawarty między Porwiszem a Szachinem.
Kilkanaście minut czekał Szachin ze swoimi towarzyszami. Noc była ciemna, oko na kilka kroków nie mogło przebić jej gęstej zasłony...
Naraz dał się słyszeć ciężki chód kilku ludzi. Porwisz, gwardyak i dwaj jeszcze żołnierze na pół wlekli, na pół nieśli jakąś ciemną postać ludzką...
Szachin podbiegł do bryki i wydobył z niej zapaloną latarkę. Wachmistrz zostawił w tyle swoich towarzyszy i podbiegł ku Szachinowi.
— Człowieku! nie rób światła — zawołał stłumionym głosem — bo nas i siebie zgubisz!
Szachin podał latarkę jednemu z ludzi, którzy z nim przyjechali w bryce, a ten ją schował pod połę płaszcza...
— Trokim jest... Dawaj pieniądze...
Szachin wydobył dukaty i wyliczył je na dłoń Porwisza, który z cicha przy-
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/102
Ta strona została przepisana.
— 98 —