Więzień Szachina był wolny... Powrozy na na nogach i rękach popękały jak nitki...
Szachin odsunął się szybko w tył, jakby w przystępie trwogi...
Tymczasem jeniec zrzucił chustkę z twarzy, spojrzał zdumionym i zaspanym wzrokiem do koła, wydał z siebie kozackie przeklęctwo i szybko sięgnął w zanadrze.
Gwałtownym ruchem odsłonił z piersi podartą płótniankę i w tejże chwili padł strzał, a kula świsnęła tuż koło samego ucha Szachinowi.
Pachołek wstrzymał konie, a Szachin wydawszy okrzyk śmiertelnego przestrachu, wyskoczył z bryki na ziemię...
Tuż za nim wyskoczył jeniec z długim nożem w ręku.
Łachmany nędznej płótnianki odchyliły się z piersi i odkryły błękitną kurtę kozacką i dwie czerwone ładownice na piersiach.
To nie był Trokim kampańczyk...
Szachin cofając się w tył w przerażeniu i wołając na pomoc swych towarzyszy, rzucił przelotne spojrzenie na
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/108
Ta strona została przepisana.
— 104 —