swego jeńca i wydał okrzyk zdziwienia.
Zamiast Trokima Watażki stała przed nim postać zupełnie obca, którą pierwszy raz widział w swem życiu.
Dla czytelników naszych jest to już postać znajoma.
Nie był to kto inny, tylko biedny pan Tymofiej Kłyszko, setnik krystynopolskich dworskich kozaków...
Nie mogąc sobie zdać sprawy z tego, co się z nim działo, wściekły od bólu, który mu sprawił bicz Szachina, Kłyszko rzucił nóż i chwycił za drugi pistolet, który miał pod płótnianką za pasem.
Szachin skoczył jak kot na drugą stronę bryczki, przyczepił się do niej i zawołał na pachołków, aby ruszali co żywo z miejsca.
Rysaki porwały się znowu szybkim pędem, bryka okryła się tumanem kurzu, a drugi strzał kozaka przedziurawił tylko płótno....
Kłyszko pozostał sam na drodze.
Przetarł oczy, przeżegnał się, znowu przetarł oczy, znowu się przeżegnał trzykrotnie, splunął, zaklął, i począł chwy-
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/109
Ta strona została przepisana.
— 105 —