— Odpowiesz mi na jedno pytanie poufne?
— Najchętniej.
— Czy nie możnaby tak z nienacka wziąć dwudziestu dragonów, wpaść w ten dom i poszukać tam czego?
— Nie można! — odparł oficer ze zdziwieniem patrząc na Fogelwandra. — Co ci się śni rotmistrzu?
— Cóż w tem niepodobnego?... Któż jest ten pan Aron? Senator?...
— Prawie senator. Stoi pod rozmaitemi protekcyami: I król i hetman, i pan Potocki, i komendant Seewald szczególną go łaską otaczają.
— Król daleko, hetman także, Potockiego tu nie ma, a z starym Seewaldem możnaby pomówić...
Oficer zaśmiał się tylko.
— Czego się tobie zachciewa? — Stary Seewald armatyby przeciw tobie wytoczył z twierdzy, gdybyś się chciał targnąć na pana Arona. To jego ulubieniec!
— To źle. Bywaj zdrów towarzyszu!
— Bywaj zdrów, rotmistrzu! Ale, hola! Fogelwander! czekaj!
Fogelwander się zatrzymał.
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/141
Ta strona została przepisana.
— 137 —