się na myśl młodemu oficerowi, a na żadne nie umiał dać sobie stanowczej odpowiedzi.
— Więc przedajesz człowieka!... — mówiło mu sumienie.
— Nie przedaję — pocieszał się — nie plamię się złotem z Judaszowej kiesy odrzuciłem najkosztowniejsze i najdroższe podarki... Nie przedaję, ale mieniam... Czyż to nie na jedno wychodzi?...
— Wszystko jedno — odpierało sumienie — piękna kobieta wydała ci się droższą i ponętniejszą ceną, niż dukaty, niż broń przepyszna, niż rumak szlachetny z pustyń arabskich... Kupiono cię; a tem gorzej, że kupiono cię po długim targu.
— Popełniasz czyn podwójnie podły — wołał głos wewnętrzny — zniżasz człowieka do towaru i zniżasz go do monety zarazem. Przedajesz duszę ludzką i płacić sobie każesz duszą ludzką... Pogardzasz Szachinem, handlarzem dusz, a czemże jesteś, jeżeli nie wspólnikiem jego rzemiosła?
Fogelwander począł się wahać, a walka wewnętrzna coraz srożej dręczyć go poczynała. Młody oficer czuł całą słuszność
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/143
Ta strona została przepisana.
— 139 —