i całą wagę wyrzutów, które mu czyniło sumienie. Ale przed oczyma jego majaczyła ciągle cudna postać nieszczęśliwej niewolnicy.
— Któż jest Trokim? Zbójca, mordcrca, opryszek nikczemny, którego ręce splamiły się krwią, na którego głowie cięży klątwa niewinnych ofiar! Z jednej strony potworny wyrzutek, który krwią swoich bliźnich zmył z czoła swego wszelkie znamię ludzkości; złoczyńca, który nie miał litości i niegodzien litości. Z drugiej strony to nieszczęsne dziecko, dzieweczka, kto wie, czy nie wydarta wprost od ogniska rodzinnego, z rąk matki lub ojca, rzucona na pastwę haniebnej niewoli, ofiara łotra, wydana na srom i męki!...
I Fogelwander uspokoił się na chwilę. Ale tylko na chwilę.
— Wołała mojej pomocy — mówił sobie w myśli — dotąd brzmi mi w uszach i w sercu jęk bolesny tej biednej, opuszczonej istoty... Nie popełniam frymarku, chcę ją wyratować tylko, nie kupuję jej, chcę jej dać wolność tylko, wrócić rodzinie, która może w najsroższym jest
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/144
Ta strona została przepisana.
— 140 —