Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/146

Ta strona została przepisana.
— 142 —

stać się musi według ugody: głowa za głowę!
Wśród takich myśli i wątpliwości, które kończyły się zawsze coraz silniejszem postanowieniem wydania Trokima Szachinowi w zamian za piękną niewolnicę, szybko minęła droga oficerowi. Przed pierwszym brzaskiem dnia znalazł się we Lwowie. Przejeżdżał koło odwachu i kazał się zatrzymać woźnicy.
Wyskoczył z wozu i wszedł na strażnicę. Wartę trzymali właśnie żołnierze z jego chorągwi, a z plutonu Porwisza. Fogelwander wszedłszy do środka zawołał na starego wachmistrza. Zamiast Porwisza stanął przed nim kapral z tego samego plutonu.
— Co słychać nowego? — zapytał rotmistrz.
Kapral przestraszony niespodziewaną wizytą, wyprostował się, oddał pokłon wojskowy i odparł:
— Donoszę pokornie, wszystko dobrze.
— Nic nie zaszło nowego? — pytał Fogelwander dalej.
— Nic mości rotmistrzu, donoszę pokornie, tylko.