— Cóż takiego? — zawołał niecierpliwie Fogelwander.
— Tylko, mości rotmistrzu, hajdamacy zrobili bunt i rebelyę...
— Kiedy?
— Wczoraj pod wieczór, przy robocie na szańcach karmelickich.
— Kto miał tam komendę...
— Wachmistrz Porwisz.
— Gdzie on jest?
— W szpitalu... Herszt hajdamacki, co pierwszy ten bunt podniósł, uderzył go taczkami z nienacka tak okrutnie, że wachmistrz padł bez życia...
— Jakto? nie żyje!
— Felczer mości rotmistrzu, mówił że żyje, ale trudno go było docucić.
— A hajdamacy?...
— Czterech uciekło, kilkunastu raniono, sześciu zabitych.
— Byłeś przy tem?
— Byłem mości rotmistrzu.
— Jakże to było, opowiadaj szybko!...
— Mości rotmistrzu, wszystkiemu winien ten okrutny opryszek, co to nie wiem jakim cudem uszedł pala, i na nasz kłopot się tu dostał, ten Trokim, watażka...
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/147
Ta strona została przepisana.
— 143 —