oficera, stać się miała istotnie sennem, ułudnem tylko zjawiskiem...
Podoficer stał ciągle wyprostowany, nieruchomy, w służbistej pozycyi, i patrzał zaniepokojonemi oczyma na zamyślonego rotmistrza, kiedy właśnie w tej chwili wszedł pachołek z lazaretu i wołając kaprala po imieniu, wręczył mu duży niezgrabnie złożony papier.
— Dla kogo to? — zapytał po cichu kapral, usuwając się z posłańcem na bok, jakby się obawiał obudzić z zamyślenia rotmistrza i sprowadzić na siebie nowy wybuch gniewu.
— Dla was, od chorego wachmistrza, coście go wczoraj w wieczór przynieśli do szpitala — odpowiedział posłaniec — prosił mnie na wszystkie świętości, abym wam to pismo zaraz przyniósł i do rąk własnych oddał.
Podoficer wziął list, ale go czytać nie chciał przy oficerze, i próbował wsunąć papier w zanadrze koleta. W tej właśnie chwili ocknął się Fogelwander i wzrok jego padł na papier.
— Co to jest? — zapytał.
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/151
Ta strona została przepisana.
— 147 —