podoficer Fogelwandrowi — dobijamy tu hajdamaków?
— Jakto, dobijacie? Kto wam rozkazał?
— Wczoraj w nocy, mości rotmistrzu — raportował podoficer dalej — był tu bunt i dragoni dali do jeńców ognia. Padło ich kilku i zrzucono ich tymczasem do fossy szańcowej, aby potem ciała zakopać. Nie wszyscy byli na śmierć zabici, trzech zostało tylko mocno ranionych; jęczało to straszliwie w rowie przez noc całą, więc pan komendant szańców z litości kazał im skrócić męki i dobić wystrzałami. Dwóch już zastrzeliliśmy, jeszcze tylko jeden się tam męczy.
Fogelwander raz jeszcze zawołał na żołnierzy, którzy byli w rowie wałowym, aby się nie ważyli dobijać rannych, i zeskoczył zaraz sam do nich. Ujrzał przed sobą szereg trupów pokrwawionych ze śladami ran śmiertelnych na głowach i piersiach. Pięciu hajdamaków leżało już nieżywych, szósty wydawał jęki rozdzierające i słabym głosem coś usiłował mówić.
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/157
Ta strona została przepisana.
— 153 —