odparł przelękniony nieco odźwierny.
— Pójdę do niego — rzekł oficer i pośpieszył do kościoła.
Brzęk ostróg na schodach do chóru wiodących ostrzegł mnichów o niezwyczajnym w tej porze gościu. Przeor przerwał modlitwę i wyszedł na spotkanie oficera.
Zakonnik ten, siwy jak gołąb staruszek, słynny w całym Lwowie ze świątobliwości i cnót swoich, znał osobiście naszego oficera. Chorągiew Fogelwandra najczęściej pełniła służbę na szańcach karmelickich, a przeor był nawet jej kapelanem i spowiednikiem.
— Laudetur Jezus Chrystys! — rzekł zdziwiony starzec — kogo tu widzę? rotmistrza, o rannej zorzy? Ptaszki tylko i mnichy chwalą Boga na doświtku, ale o dragonii tego dotąd nie słyszano nigdzie!
— Tak jest, ojcze drogi, chwalą Go i dragoni bezbożni! Przyszedłem Go tu chwalić, i Ojcu dać sposobność do chwały Jego dobrym, miłosiernym uczynkiem...
— Mówże synu, mów rotmistrzu,
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/162
Ta strona została przepisana.
— 158 —