młodą dziewczynę niepospolitej piękności, ubraną w strój o wschodnich cechach. Był to dziwnie podobny choć niezręcznie malowany portret owej tajemniczej, nieszczęśliwej ofiary Szachina, nad której wyswobodzeniem myślał Fogelwander.
Jakby nie chciał wierzyć swym zmysłom, Fogelwander przetarł oczy i raz jeszcze dokładnie przyglądnął się miniaturce. Nie, to nie było złudzenie, to była ona z pewnością!.... Fogelwander zatrzymał w dłoni sylwetkę, i zapytał Seingalta:
— Zkąd pan masz ten portrecik?
— O che bella cosa! — odparł Włoch z uśmiechem — zkąd go mam! Cospetto! czy jedną mam miniaturkę pięknej kobiety! Mam całą galeryę najpierwszych piękności europejskich, a gdybym tu został dłużej w tem waszem zakazanem gnieździe, rozpakowałbym się i pokazałbym wam tę rzadką kolekcyę... Ale, panie hrabio Fogelwandel dla czego cię tak mocno zajęła?
Fogelwander pokonał w sobie uczucie zdumienia i zajęcia.
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/184
Ta strona została przepisana.
— 180 —