Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/189

Ta strona została przepisana.
— 185 —

Ten tryumf byłby upewnił mi karyerę w Holandyi, ale licho przyniosło Piccolominiego....
— Oto ten sam Greczyn — przerwał znowu grzecznie — spotyka pana kawalera w Warszawie....
— Tak jest, ten sam Gręczyn spotyka mnie przed dwoma miesiącami nagle w Warszawie — ciągnął awanturnik — rzuca mi się na szyję i woła: „Mistrzu ratuj mnie! wróć mi życie.“ Pytam, czego żąda odemnie? „Panie — woła Greczyn targając brodę — skradziono mi haniebnie córkę moją, dziecko jedyne, ukochane, szczęście mego życia, pociechę siwych włosów moich. Zapytaj twojej wyroczni, gdzie ją znaleźć mogę!“ I mówiąc to, podaje mi tę oto miniaturkę na słoniowej kości, którą pan masz w ręku. Był w Warszawie Włoch Tadini, bazgracz mizerny, co udawał wielkiego malarza, a w wolnych chwilach wykłówał oczy ludziom, pod pozorem, że bielmo operować umie; otóż ten Tadini według ślicznej miniatury, którą strapiony ojciec posiadał, narobił kilkadziesiąt takich sylwetek. Grek je potem