rozsyłał po rozmaitych miastach dla tem prędszego wyszukania straconej córki. Otóż i historya tej miniaturki.
— I cóż pan poradziłeś temu biednemu ojcu? — zapytał Fogelwander.
— O che bella cosa! Com mu poradził! — zawołał z głośnym śmiechem awanturnik. — Wiedziałem tyle o jego córce, co o trzeciej tanecznicy Wielkiego Mogoła! Ale vult decipi — ergo decipiatur! Kiedy na seryo wierzył w moją nadprzyrodzoną wiadomość, czemuż nie miałem z tego korzystać? Stary jest bogaty.... Czemuż nie miałem wyzyskać łatwowierności, sam będąc właśnie bez grosza? Sabi, powiedz, czemu?
— Nie widzę przyczyny, cavaliere... — odparł Sabi przyznając słuszność zupełną Seingaltowi.
Fogelwander spojrzał ze wstrętem i pogardą na obu awanturników.
— Wziąłem starego do siebie — opowiadał dalej z cyniczną swobodą i otwartością wywołaniec — począłem zapisywać papier cyframi, które mi wpadły do głowy, stawić z nich piramidy, trójkąty i koła, nazywając to kluczem
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/190
Ta strona została przepisana.
— 186 —