Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/198

Ta strona została przepisana.
— 194 —

Fogelwander: jeżeli hajdamak ten krnąbrny i wam przykrość tu robi, poskromić go zaraz potrafię.
Rzekłszy to Fogelwander udał się — do celi, w której złożono opryszka. Trokim na odgłos otwierających się drzwi ruszył się niespokojnie na swem łożu, a gdy ujrzał mundur przed sobą, zatrwożył się widocznie i w oczach jego lęk nagły zamigotał. Gdy jednak przypatrzył się bliżej swemu gościowi, i rozeznał twarz Fogelwandra, zdawało się, jakoby się uspokoił. Zamknął wszakże oczy, i odwrócił na bok głowę.
Fogelwander zbliżył się do watażki i ozwał się łagodnym głosem:
— Trokim, jak ci jest teraz?
Watażka odwrócił głowę, podniósł ją nawet nieco, co mu zdawało się sprawiać ból wielki, i wlepiając swe małe, przenikliwe oczy w twarz oficera, rzekł wyraźnym, choć osłabionym jeszcze głosem:
— To wy złoty, miłosierny panie! to wy jasny rotmistrzu! Oby wam Bóg dał królestwo niebieskie!