— Czyś ty mnie poznał, Trokim? — zapytał Fogelwander.
— Czy ja was poznałem? O jabym was poznał za sto lat jeszcze! Ja was dwa razy widziałem, jasny, najmiłościwszy panie! Raz z tą pogańską duszą, z Szachinem niewiarą.... Drugi raz w tej nocy.... O, ja was widziałem, choć mi krew oczy oślepiała. Wyście mnie nie dali dobić jak psa, wyście mnie tu do tego monasteru przynieśli! Ale cóż, kiedy to nie taki monaster, jak nasz, to inne mnichy jakieś, nie czerńcy, tu i człowiek na wet wyspowiadać się nie rad przed nimi!.... O wy dobry pan, miłosierny pan, jasny rotmistrzu!
Watażka urwał, jakby dłuższe mówienie odbierało mu siły. Fogelwander stał przy nim i nie przerywał chwili milczenia.
Watażka podniósł znowu nieco głowę, powiódł do koła oczyma, spojrzał ku drzwiom i rzekł sucho:
— Wy tu sami, jasny panie?
— Sam.
— Jasny panie, Trokim wam coś ma powiedzieć, ale o tem cyt, przed ni-
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/199
Ta strona została przepisana.
— 195 —