dzę ja z nim lat siedm, to i jutro pójdę.
— A ja wam mówię, nie idźcie Trokim, bo watażka zdradą na was godzi — rzecze chłopak, i rozpowiada mi, że podsłuchał Puka, jak kochance swojej mówił, że jutro w nocy, gdy do skarbu razem pójdziemy, zgładzi mnie z tego świata, a potem złoto weźmie i na Wołoszy panować sobie będzie, jak wojewoda.
— Na zdrowie, tobie, Puk, psi synu — pomyślałem sobie — siedm lat jam ci wiernie służył za kampańczyka, a teraz ci zawadzam! Chcesz skarb cały wziąć dla siebie jednego, a mnie usta ziemią surową zatkać, aby już tylko ty i Pan Bóg wiedział o złocie zagrzebanem! Zobaczysz gadzino, komu na bezgłowie wyjdzie! Milczkiem ty kąsasz, ugryzę i ja ciebie milczkiem...
....Chłopak nie skłamał; wszystko co mi powiedział prawda była — ciągnął dalej opowieść swoją Trokim kampańczyk. Nigdym nie chodził bez pistoletów i dużego noża, a siłą sprostać mógłem Pukowi. Wybraliśmy się razem z pełnym workiem, było co dźwigać. Były tam i dukaty, i ruble i złotego naczynia
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/210
Ta strona została przepisana.
— 206 —
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/2/29/W%C5%82adys%C5%82aw_%C5%81ozi%C5%84ski_-_Skarb_Wata%C5%BCki.djvu/page210-1024px-W%C5%82adys%C5%82aw_%C5%81ozi%C5%84ski_-_Skarb_Wata%C5%BCki.djvu.jpg)