Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/213

Ta strona została przepisana.
— 209 —

dalej w ukryte miejsce, a jak tylko zaświtało, zagrzebałem skarb w tej samej jaskini na dnie jaru, gdzie i reszta była... Mocny Boże, co tam złota i srebra! Bałem się w dzień wracać, bo komendy pana regimentarza Stempkowskiego i rosyjskie kozaki gęsto już się wtedy uwijały wszędzie, a kogo z naszych przydybano z bronią, na pal szedł, albo od od kuli ginął...
....Przez cały ten Boży dzień dumałem w jarze, co zrobić z sobą? Złota mam huk, jeno się w nim kąp a pływaj, a pełnemi czapkami siej po drodze... Jest złoto, byle swoboda była... Dumałem, i wydumałem, aby pójść nad Teliguł pod Oczaków, tam między rybołowów się zaciągnąć, biedę przeczekać, a jak już przestaną wieszać i na pal wbijać kampańczyków, powrócić, skarb powoli wynosić, ta żyć gdzie po królewsku na Wołoszy.
....Kiedy noc przyszła, ruszyłem w drogę. Licho mnie skusiło wstąpić po konia i teligę do karczmy na Tatarzyskach... Ledwiem wyszedł na jańczyniecką drogę, a tu widzę komendę drago-