Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/215

Ta strona została przepisana.
— 211 —

panie... Ale teraz posłuchajcie najważniejszej sprawy... Weźcie okup sowity i dajcie mi wolność.
Fogelwander milczał pod wrażeniem całej tej opowieści hajdamackiej.
— Nie mówcie nic, jasny panie? — mówił dalej Trokim. — Sprawiedliwie! Kupujesz, to kupuj; ale co dasz? Ot ja wam powiem, co dam, pewno więcej niż Szachin niewiara...
— Czekaj — przerwał Fogelwander — kto jest ten Szachin i zkąd go znasz?
— Zkąd ja znam Bunię czy tam Szachina? bo my go i tak i tak nazywali... — odpowiedział kampańczyk — bodaj się w skonaniu wił jak żmija... Szachin, jasny panie, to był nasz kupiec, nasz hajdamacki kupiec.. On z cudzego mienia i cudzej krwi więcej miał niż inni. Chodził za nami jak kruk za nieżywem bydlęciem; co my gdzie zrabowali, a watażka o tem nie wiedział, to on wszystko od nas kupował. Jeden Puk tylko mu nic nie sprzedał. Człowiek nie znał się na złocie, bywało Szachin za wiadro wódki nabierze pierścieni, puharów, kielichów kościelnych, da czapkę