Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/222

Ta strona została przepisana.
— 218 —

cie, że aż strach mówić. Chciałby teraz panować trochę i szczęścia zażyć, nim umrze. Pójdę tam, gdzie lepiej okupię się dobrze, aby mi swobodno było i monaster budować będę, a pod monasterem sobie futor piękny założę. Ot żyłbym jak starosta, spróbowałbym pańskiego chleba... A wamby to co szkodziło?...
....Wy może ciągle myślicie — mówił dalej po krótkiej przerwie Trokim, widząc, że oficer nic nie odpowiada — wy może ciągle myślicie że to nie prawda, co ja wam mówię, i że ja tylko chcę was oszukać, abyście mnie wolno puścili? A ja nie chcę nic naprzód, nie chcę nic darmo. Dopóki ja wam skarbu nie pokażę, niech ja będę wasz sługa, wasz niewolnik, wasz pies. Trzymajcie mnie na łańcuchu, póki zdrów nie wstanę, a potem chodźcie ze mną na miejsce gdzie skarb leży, a jak się pogodzimy sprawiedliwie, wtedy dopiero ja wolny jak ptaszek! Teraz ja skończyłem, jasny panie, teraz nagadałem się dosyć, wy teraz mówcie....
Ledwie hajdamak tych słów domówił, kiedy u drzwi dały się słyszeć silne