zdradziecki Fogelwander ciągle jakby słyszał za swemi plecyma, którego szept, jak syk węża, brzmiał mu przykrem wspomnieniem w uszach; Trokim watażka, stróż ogromnego tajemniczego skarbu, nędzarz posiadający klucz do złota i klejnotów, na których ledwo co zastygła krew z pomordowanych ofiar, postać szczególna, w której zbiegły się dziwaczne dwa skrajne kontrasty: ostatniej nędzy i bajecznego bogactwa; stary sędziwy Fanaryota, rozpaczony ojciec, co przebiega gdzieś teraz kraje dalekie, szukając straconego dziecka; w końcu ta cudownie piękna dziewczyna w niewoli u zbrodniarza, za której miniaturkę nie wahał się przegrać ostatniego grosza — wszystkie te postacie, jedna po drugiej, lub wszystkie razem stanęły w całej swej dziwnej łączności przed rozgorączkowaną imaginacyą Fogelwandra...
Ale nad wszystkiemi wspomnieniami tych kilku dni górowało wspomnienie uroczej i nieszczęśliwej Fanaryotki, wszystkie postacie zwyciężała jej nadobna postać, nad wszystkiemi planami unosił się plan jej ratunku... Czas był koszto-
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/226
Ta strona została przepisana.
— 222 —