Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/229

Ta strona została przepisana.
— 225 —

cia. Podbiegł z nim do okna, począł badać starannie, i zawołał nareszcie:
— Rotmistrzu! zkąd masz ten kamień przedziwny?
— Powierzono mi ten pierścień, i chciałbym się dowiedzieć, czy kamień w nim jest prawdziwy i jaką posiada wartość?
— Przepyszny, rzadki kamień!... — zawołał Amsztel, przypatrując się wzrastającem zajęciem brylantowi — niezawodnie prawdziwy i nieoszacowanej wartości! Czy go przedajesz, rotmistrzu?
— Powtarzam, nie moja wolność — odparł Fogelwander — jest to rzecz, której święcie dochować muszę...
— Ale zkąd on się wziął tutaj, zkąd się on wziął, ten przedziwny klejnot! — wołał Amsztel, nie mogąc oderwać wzroku od kamienia — jest to rzadkość niesłychana! Czy znasz się na brylantach?
— Bardzo mało.
— Strzeżże się, rotmistrzu, powierzać go komukolwiek! Taki kamień nie zdarzy się tak łatwo. Widziałem w mojem życiu morze brylantów, całą Golkondę! Znam targowiska klejnotów w