czyńców, z których każdy zbryzgany był krwią ofiar bezbronnych, starców, kobiet i dzieci. Patrzano na nich jak na dzikie, okrutne zwierzęta leśne, pojmane żywcem dłonią odważnego myśliwca.
Pedzono ich też jak dzikie zwierzęta, obchodzono się z nimi gorzej, niż ze zwierzętami.
Pod strażą dragonii koronnej lub grodowych kozaków, szli ci nieszczęsni gromadkami po kilkudziesięciu. Przykuci do drągów długich, ze skrępowanemi ramionami, bosi, obdarci, wynędzniali wkraczali do Lwowa.
Były to odrażające postacie, z twarzami dzikiemi, którym zarost dodawał jeszcze więcej wstrętnego wyrazu. Okryte były szmatami odzieży chłopskiej, na niektórych tylko widać było resztki kozackiego stroju.
Każdy z tych ludzi miał na czole straszliwe piętno Kaina, nad każdym wisiała klątwa krwi rozlanej z najdzikszem okrucieństwem; zdawało się, że na łachmanach, co ich ciała osłaniały, odkryłbyś jeszcze krew niezastygłą....
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/23
Ta strona została przepisana.
— 19 —