— Ogarek, mości rotmistrzu-mówił Porwisz — to fryc kuty na wszystkie cztery nogi. Z respektem mówiąc, ja nigdy nie miałem i nie mam serca do piechurów. Kiedy byłem w cesarskiem wojsku, to my kawalerya baganczów nigdy nie lubili, a teraz, mości rotmistrzu ja także nie respektuję żołnierza, co biega piechotą po bożym świecie... Ale Ogarek, mości rotmistrzu, wart zaprawdę, aby go cztery kopyta nosiły. Sprawny chłopak i żwawy; szkoda, że kusy, do dragonii ani rusz...
— Dobrze tedy, stary smoku — odparł Fogelwander, przerywając Porwiszowi, który na dobre się rozgadał — usłucham twojej rady. Dziś w wieczór, skoro zmrok, ty i Ogarek macie być w mojej kwaterze z całym moderunkiem, jak do marszu.
— Po rozkazie, mości rotmistrzu, o zmroku będę już na moim dereszu. Furażu na ile dni, mości rotmistrzu?
— Ale nie na dereszu, nie na dereszu! — zawołał śmiejąc się Fogelwander — i furażu także nie trzeba!.... Pojedziemy wozami; tak nam lepiej będzie.
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/264
Ta strona została przepisana.
— 260 —