lę, wirującą ubogimi, obdartymi żydami. Była to giełda skórek zajęczych.
W Brodach bowiem, podczas dorocznego jarmarku, odbywała się formalna giełda na ten szlachetny artykuł handlu. Skórki zajęcze z całej Polski, jak była szeroka i długa, szły na jarmark do polskiego Amsterdamu, i tu przez obcych hurtowników zakupywane i wywożone bywały w olbrzymich niekiedy ilościach. Skórki z biednych szaraków, uzbierane przez ubogich wędrujących przekupniów żydowskich po najdalszych stronach kraju, piętrzyły się, tu górami, wypełniały całe ładowne wozy.
Jeszcze do ostatnich lat ubiegłego stulecia utrzymała się, ta giełda zajęczych skórek. Były lata, w których przeszło pół miliona skórek tych wywożono z Brodów. Im lichszy towar, tem wrzaskliwszy bywa targ; nie dziw też, że jeśli głośno i rojno było na innych punktach jarmarcznej targownicy, bo tu zgiełk, pisk i krzyk wznosił się w powietrze muzyką prawdziwie piekielną.
Ogarek i Porwisz zatrzymali się mimowolnie, bo o przebiciu się przez ten
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/281
Ta strona została przepisana.
— 277 —