Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/283

Ta strona została przepisana.
— 279 —

sza, zbliżył się do niej szybko i uderzył ją silnie po ramieniu. Nieznajomy oglądnął się z przestrachem spojrzawszy na gwardyaka, zgiął się we dwoje i chciał skoczyć w otchłań zajęczej giełdy, gdzieby niezawodnie był zniknął, jak w bezdennej jakie] czeluści.
Ale Ogarek chwycił go silnie za ramię i gwałtownie zatrzymał.
Nieznajomy, nie mogąc się uwolnić, spojrzał na gwardyaka na pół gniewnie, na pół lękliwie.
— Oho! — zawołał jowialnie gwardyak, trzymając silnie nieznajomego — coś ja widzę, że artylerya koronna zmieniła moderunek! Nie wiedziałem, że odkąd bombardyerzv zmienili mundur, tak się hardo stawią swoim znajomym....
I śmiejąc się powiódł okiem po nędznem ubraniu nieznajomego.
Chudy, mizerny ezłowiek popatrzył osłupiałym wzrokiem na Ogarka.
Gwardyak wyprostował się, przyłożył dłoń do kapelusza i z komiczną subordynacyą zawołał:
— Przypominam się z respektem i wenerunkiem pamięci JWPana Dobro-