Fogelwander odstąpił niecierpliwie od okna i szepnął:
— Ruszajmy, w imię Boże!
Wszyscy trzej wyszli na ulicę. W mieście ucichł już gwar jarmarczny, i cisza panowała dokoła. — Fogelwander szedł naprzód, wytężając ciągle wzrok na wszystkie strony; nigdzie jednak nie widać było nikogo. Cicho i ostrożnie, zachowując głębokie milczenie, udali się ku wschodniej stronie parkanu, i posuwali się powoli wzdłuż niego, szukając na grotach żelaznych czapki Kwackiego. Szli dość długo, nim ją nareszcie odkrył Ogarek.
— Tu.... — szepnął zatrzymując oficera.
— Kto rzuci do góry drabinkę? — zapytał Fogelwander.
Ogarek zamiast odpowiedzi wziął zwinięty sznur do rąk i cofnął się na trzy kroki od parkanu. Sznurowa drabina miała na swym końcu dwa haki żelazne. Ogarek zmierzył okiem wysokość parkanu i rzucił drabinę tak zręcznie, że uwięzła hakami na wierzchu.
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/306
Ta strona została przepisana.
— 302 —