Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/328

Ta strona została przepisana.
— 324 —

fać znowu powoli i ostrożnie ku opuszczonemu miejscu.
Tymczasem wiernik zastawszy klatkę pustą i dowiedziawszy się od starej kobiety, co zaszło, wybiegł z domostwa na podwórze z całym swoim oddziałem. Tu połączył się cały garnizon Arona i Szachina, i całą gromadą rzucił się na śmiałków.
Fogelwander kazał wymierzyć dobrze pistolety swoim towarzyszom i zakomenderował:
— Ognia!
Salwa dana była w chwili, kiedy pachołcy zbliżyli się na kilkanaście kroków. Ponieważ ludzie Arona mieli latarki w rękach, towarzysze nasi mogli mierzyć wybornie. Pięć strzałów padło, bo Kwacki dał ognia raz po razu z obu pistoletów... Z przeciwnej strony ozwały się przeraźliwie jęki, i słychać było, jak się dwa lub trzy ciała z głuchym łoskotem obaliły na ziemię....
W gromadzie atakujących powstał popłoch i pachołcy zatrzymali się na chwile, Fogelwander cofał się dalej, a nim ponowił się atak, znalazł się razem