jedyny sprzęt budy, stanął na nim i rzekł do Fanaryotki, która drżała na całym ciele:
— Wyjdę na dach, a pani pójdziesz za mną. Wy, towarzysze moi ukochani, brońcie się do upadłego; wytrzymajcie tylko chwil kilka, a wyjdziemy cało z tej przeprawy.
Fogelwander wygodnie wysunął się otworem na dach budy. Z oblegających nikt go tam nie spostrzegł, noc bowiem była ciemna, a uwaga pachołków odwrócona strzałami, które padały z budy. Fogelwander położył się na dachu, który niebezpiecznie trzeszczeć począł, i ztamtąd łatwo mu było zaczepić o groty parkanu drabinkę i przerzucić ją na drugą stronę. Gdy to zrobił, podał przez otwór ręce Fanaryotce i wydźwignąwszy ją na dach, pomógł jej przewinąć się po nad parkan, stanąć na sznurowym szczeblu i spuścić się na drugą stronę. Nie kazał jej jednak złazić samej na ziemię, ale trzymać się na górnych szczeblach, tak, aby w razie niebezpieczeństwa jakiego mogła stanąć znowu w kole swych obrońców.
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/330
Ta strona została przepisana.
— 326 —